Dlaczego specjalizuję się w skutecznym wyjściu z DEPRESJI?

utworzone przez | 16 kwi 2018 | jak skutecznie wyjść z depresji | 1 komentarz

DLACZEGO SPECJALIZUJĘ SIĘ W SKUTECZNYM WYJŚCIU Z DEPRESJI?

Kto miał depresje, wie, że naprawdę może zachwiać POCZUCIEM WŁASNEJ WARTOŚCI, tym silniej im słabsze było ono przed chorobą. Czy dlatego ludzie tak mocno wstydzą się mówić o tym, że mieli depresję? 

 

[Tekst został opracowany na bazie archiwalnego wywiadu udzielonego dla Imperium Kobiet / Ilona Adamska]

Imperium Kobiet: Otwarcie mówisz, że wiesz z własnego doświadczenia czym jest depresja, że jest ona straszna, że „nie można powiedzieć o niej nic dobrego z wyjątkiem tego, że pozwala doświadczyć, jak czuje się człowiek, gdy jest, stary, stary i chory czy umierający; myśli powoli, brakuje mu gracji, elegancji i koordynacji, jest brzydki, nie wierzy w uroki życia”. Gdybym Cię spotkała na ulicy nigdy bym nie pomyślała, że masz coś wspólnego z depresją. I na Twoich zdjęciach nie widać tego, przeciwnie jest piękno…

Justyna H. Kiełpińska: Tak, ale to jest teraz a zdjęcia nie są z czasów, kiedy przeżywałam depresję. Wtedy unika się nawet odbicia w lustrze, nie mówiąc już o zdjęciach. To co jest teraz, jest już efektem skuteczności mojej pracy nad sobą. Efektem tego, co proponuję dziś w swoim systemie pomocy, tym którzy jeszcze borykają się z problemem depresji. Jestem praktykiem, nie teoretyzuję o depresji, interesują mnie rozwiązania. W swoim podejściu do depresji i jej nawrotów proponuję to, co sama sprawdziłam na sobie i co działa.

Imperium Kobiet: Nie każdy psycholog przyznaje się tak otwarcie do tego, że chorował na depresję. Dla społeczeństwa są to ludzie słabi, nie radzący sobie z życiem a Ty zanim jeszcze przedstawisz swój dobrobek 15 lat pracy w zawodzie mówisz, że brałaś antydepresanty, że leczyłaś depresję a dziś pracujesz z osobami które czują się ograniczane i blokowane przez nawroty depresji, bądź chcą uniknąć depresji pod wpływem stresu czy frustracji. Skąd tak konkretnie obrana specjalizacja? I skąd decyzja by o swojej depresji mówić tak otwarcie?

Justyna H. Kiełpińska: Kiedyś spędzałam przełom roku w ośrodku medytacyjnym w Niemczech i często rozmawiałam z mistrzem Zen. W jednej z rozmów zapytał mnie, na czym znam się najlepiej? Bez zastanowienia odpowiedziałam, że na wychodzeniu z depresji, ponieważ przeszłam swój „trening życia”. Dlatego mówię wprost, że swój system pomocy stworzyłam najpierw dla siebie. Mam już 15 lat pracy w zawodzie, ale jednak to, z czego czerpię najwięcej w pomocy innym, to moja własna, niełatwa droga. Z dystansu lat potrafię też patrzeć na nią z wdzięcznością, potrafię ją docenić i jestem przekonana, że jest to moje największe bogactwo i unikalna wartość jakiej nie znajdzie się w książkach czy na najlepszych, specjalistycznych szkoleniach.

Imperium Kobiet: Ale dlaczego tak otwarcie?

Justyna H. Kiełpińska: Może dlatego, że każdy kto przeszedł depresję jest narażony na utratę wiary w siebie i dlatego swoją postawą chcę pokazać, że to nie depresja świadczy o naszej wartości, to od nas samych zależy czy pozwolimy zaniżać swoją wartości faktem, że doświadczyliśmy depresji! Tak, jest ogromne oczekiwanie społeczne by „być człowiekiem sukcesu”, by osiągać spektakularne wyniki czy to w życiu zawodowym czy osobistym, ale tylko ten kto przeszedł depresję wie, JAK WIELKIM SUKCESEM JEST PRZKROCZENIE TEGO STANU, wyjście na tzw. „prostą” i podejmowanie wysiłku życia. Chcę też podkreślić, że to nie depresja nas określa, ale to jak na nią zareagujemy – czy poddamy się czy zawalczymy o siebie, o swoje prawo do szczęcia i spełnienia, jak każdy pełnowartościowy człowiek.  
Poza tym, nie jestem w tym pierwsza ani odosobniona. Interesowałam się twórczością Kay Jamison, ona też była psychologiem, terapeutą i badaczem a jej autentyczne opisy przeżyć w psychozie maniakalno – depresyjnej, do dziś stanowią ogromną wartość dla nauki, jak i na tamten czas, zwiększały perspektywę możliwości leczenia. Wierzę, że i ja mogę wiele wnieść dla zwiększenia możliwości pomocy osobom z doświadczeniem depresji. Uważam, że podejście do leczenia depresji nie jest skuteczne, nie wskazuje się takiej drogi, która pomaga wyjść z tego zwycięzko. Uważam, że jest potrzebne tym, którzy tak jak ja niegdyś, oczekują od specjalistów więcej anizeli kapitulującego stwierdzenia, że „taka pani uroda”, „trzeba się nauczyć żyć z depresją”… A skoro zrobiłam to i żyję nie zabezpieczając się antydepresantami, to być może warto korzystać z tego co dla siebie wypracowałam? Nie od dziś wiadomo, że najskuteczniejszymi terapeutami są byli alkoholicy, więc skoro znam całą drogę wychodzenia z depresji i patrzę całościowo, to przekazuję to, co najskuteczniejsze, daję narzędzia, dzielę się wiedzą i doświadczeniem, z tymi którzy nadal błądzą, a nie chcą tracić czasu na własne poszukiwania.

Imperium Kobiet: Z tego wynika, że sama czułaś się ograniczana przez nawroty depresji, ale chciałaś mieć wpływ na siebie, chciałaś być niezależna od leków i czerpać z życia jak inni. Przeszkodą było to, że depresja wracała. A teraz już jesteś szczęśliwa i pokazujesz, że inni mogą zrobić to samo, czy tak?

Justyna H. Kiełpińska: I tak i nie, tzn. nadal buduję swoje szczęście. To nie jest tak, że moje życie teraz jest idealne a ja taka perfekt. Nadal wiele mi brakuje, np. nie mam swojego domu przy lesie, nie zrealizowałam wielu marzeń i przyłapuję się na tym, że brak mi cierpliwości. Mam takie same problemy jak inne kobiety, ale inaczej do nich podchodzę. Poza tym, moje podejście to nie jest jednorazowa interwencja, to system rozwoju, a rozwijać wszyscy będziemy się do końca życia. Na dziś, jak się przejawia moja przemiana – efekty pracy nad sobą? Tym, że jeszcze bardziej wiem czego chcę, głośniej „słyszę” swoje potrzeby, mam jasno określone cele i krok po kroku je realizuje. Sama podejmuje działanie, nie czekam biernie na efekty i cały czas się uczę i rozwijam. Nie leczę ale rozwijam się. Oczywiście nadal mam pytania na które nie znam odpowiedzi i marzenia jakie chcę jeszcze zrealizować. Pięknem jest jednak to, że jestem bardziej świadoma, nie lękam się nawrotu depresji i nie zabezpieczam się lekami. Za to pozwoliłam sobie żyć według swoich wartości i odważniej sięgać po to, czego chcę. Na pewno, nie udaję, że moje życie jest lepsze od innych. Pokazuję, że warto się starać i warto odciąć się od wszystkiego, co nam nie służy, bo życie jest krótkie i o tym często przypomina choroba. Życie to dar a nie coś, co nam się należy, choć to od nas zależy czy biernie „przetrwamy” kolejny dzień czy też zastanowimy się na ile piękniej i z wdzięcznością zechcemy je przeżyć. A czas choroby może być dobrym czasem by sobie to przemyśleć i określić życiowe priorytety. Na pewno efektem mojego rozwoju jest to, że żyję w prawdzie, jestem autentyczna i to jest najważniejszy efekt: życie w zgodzie ze sobą. I to proponuję w swoim systemie pomocy. Problemy są potrzebne, bez wyzwań przestalibyśmy się rozwijać a mamy to robić przez całe życie.

Imperium Kobiet: Ale nie zawsze tak było. Co powiesz o przeszłości? Jak było kiedyś?

Justyna H. Kiełpińska: Najtrudniej żyć w zgodzie ze sobą było mi wówczas, kiedy pracowałam w „wymiarze sprawiedliwości” jako psycholog więzienny. Wtedy też obserwowałam jak w świecie ludzkim sąd karze za złamanie prawa określonego przez ludzi. Dziś jednak wiem, że jest jeszcze inne prawo jakie łamiemy na poziomie duchowym i ja niestety sama je wówczas łamałam. To naturalne prawo do szczęścia i rozwoju według własnej definicji, prawo do kroczenia swoją drogą. A jeśli realizujemy szczęście według cudzej definicji oczekiwań, narzuconych nam wzorców bycia kobietą czy mężczyzną, tendencyjnych norm i powielania niezdrowych wzorców rodzinnych, schematów społecznych, kulturowych, to wtedy samo to nie realizowanie siebie jest największą karą. I wtedy człowiek cierpi i daje sobie niepisane prawo by w swej „nieszczęśliwości” obwiniać innych za swoje życie i brak realizacji marzeń. Być może i ja nie byłam dość uczciwa sama ze sobą, może zabrakło mi wytrwałości, determinacji i 100 % decyzji by konsekwentnie „robić swoje”? Na pewno sama się unieszczęśliwiałam pielęgnując przekonanie, że to inni są temu winni zamiast wziąć 100 procent odpowiedzialności za siebie i swoje wybory.

Imperium Kobiet: Jakie jeszcze problemy i błędy dostrzegasz u osób leczących depresję?

Justyna H. Kiełpińska: Temu można by poświęcić kolejny artykuł więc wskażę na to, co według mnie jest ogromnym problemem, tj. ciężar tabu i wstyd. I kiedy słyszymy, że depresja to „dół energetyczny”, to ja dodaję, że tym co odbiera bardzo dużo energii, to życie w tajemnicy, to konieczność ukrywania tego, że człowiek się leczy a tak naprawdę tego, że bardzo cierpi. I często jest też tak, że osoba po depresji nabiera albo umacnia się w swoich ograniczających przekonaniach, co do siebie, swojej wartości i możliwości. Wstydzi się i tworzy w swojej głowie swoiste więzienie. Ja też tak miałam, chodziłam do pracy do więzienia i więził mnie lęk przed wykluczeniem, stygmatyzacją osoby, która leczy depresję, która przecież wracała i nie dawała spokoju. Wiele lat żyłam z ciężarem tabu i wstydu, odizolowałam się od świata i sama wykluczyłam się z grona ludzi szczęśliwych. Obserwuję to teraz u osób realizujących program kiedy mówią o swojej samotności i kiedy powtarzają: „nie potrafię sobie poradzić z moją depresją” . Problemem jest izolacja i problemem jest to, że zaczynamy żyć nie z innymi ale jakby z „kimś”, z towarzyszem, z „moją depresją” – jak z „najwierniejszym przyjacielem”. Problemem jest przyjęcie tożsamości chorego i trzymanie się jej, pozostawanie w roli ofiary choroby, bez wpływu na swoje życie. Błędem jest wyjście z depresji i dalej mówienie „mam depresję”, bo choć minęły już objawy, to pozostał lęk, że ona wróci a w konsekwencji przekonanie, że nadal z nimi jest coś nie tak. A to nie jest prawdą i błędem jest definiowanie się poprzez pryzmat choroby: „jestem chory”, „mam depresję”. To buduje ograniczenie dla naszej możliwości sięgnięcia po więcej szczęścia i więcej życiowego spełnienia.

Imperium Kobiet: A inne błędy przed jakimi warto się ustrzec i na które zwracasz uwagę w swoim systemie pomocy?

Justyna H. Kiełpińska: To np. skupianie się na objawach choroby, gdyż to na czym koncentrujemy uwagę to wzmacniamy, energia podąża za uwagą więc to o czym myślimy jest wzmacniane, zasilane naszą życiową energią. Dlatego tak ważne jest, by skupiać się na tym, czego chcemy, a nie na chorobie. Na pewno błędem jest życie przeszłością i brak wybaczenia, skłonność do ruminacji, efekt jatrogenny, korzyści wtórne z choroby, brak kompleksowego spojrzenia i brak uwzględnienia różnych etapów wychodzenia z depresji, brak wyczucia kiedy nie mówić „weź się w garść” a kiedy jest to absolutnie potrzebne, brak pracy z ciałem, unikanie zmiany, trzymanie się ograniczających przekonań, myślenie życzeniowe, tj. oczekiwanie, że depresja nie wróci, a przecież w 50 % – 80% zawsze wraca, czekanie do ostatniej chwili, kiedy już są rozwinięte objawy depresji, „iluzja oszczędności”, tj. rezygnacja ze specjalistycznej pomocy, bo zrobię to sama a potem okazuje się, że koszt leczenia nawrotu jest większy niż koszt pierwszej depresji. I wiele, wiele innych błędów z jakimi spotykam się na konsultacji wstępnej a potem już praktycznie przepracowuje realizując program.

Imperium Kobiet: Podkreślasz, że twój system pomocy nie jest dla wszystkich, ale dla zdecydowanych, przekonanych, że życie jakie do tej pory wiedli musi się zmienić. Dla tych, którzy mówią „dość” i nie godzą się na stratę kolejnych lat życia. A jednocześnie mówisz, że większość nie podejmie się pracy w programie. Dlaczego?

Justyna H. Kiełpińska: Ponieważ nami w ogromnej mierze kieruje podświadomy strach. I choć deklarujemy, że chcemy aby nasze życie się zmieniło, to jednak przez fakt, iż każda zmiana niesie ze sobą szansę, ale i zagrożenie, to wielu z nas nie podejmuje się tego. System pomocy, jaki proponuję także niesie obietnicę lepszego życie, ale ta będzie efektem podjęcia pracy nad konkretną zmianą. I my na poziome świadomym widzimy szansę, ale czy z niej skorzystamy skoro pozwalamy by to podświadomość nami kierowała? Niestety, ale dla niej każda zmiana silnie kojarzy się z zagrożeniem, ze stratą, stąd opór. Decydujemy nie my, ale nasz strach, lęk i w konsekwencji negatywne przewidywanie przyszłości prowadzi do pozostania przy tym co stare i co uwiera, a my nie dajemy sobie szansy na to co lepsze, na stworzenie swojego SZCZĘŚCIA. A jak najskuteczniej pozbyć się lęku przed przyszłością? Projektując i wdrażając zmianę według własnego planu.

Imperium Kobiet: Mówisz, że ludzie się boją, ale prawdą jest też to, że mają prawo bać się odstawienia leków. Czy dla Ciebie to, że nie bierzesz leków mimo, że jesteś w najwyższej grupie ryzyka nawrotem, to całkiem bezpieczne? Czy to nie za duże ryzyko?

Justyna H. Kiełpińska: Ponad 10 lat temu i ja się bałam, ale z poziomu mojej świadomości dziś – wiem, że na pewnym etapie większym ryzykiem jest branie leków, a na pewno jest nim branie ich do końca życia! Choć żeby to wyjaśnić potrzebny jest niewątpliwie kolejny artykuł. Ale teraz krótko spójrzmy na fakty. Prawdą jest, że w depresji mogą występować myśli samobójcze, tj. realne zagrożenie i sama pracując na oddziałach terapeutycznych w więzieniu, byłam świadkiem trzech. Zakładam, że gdybyśmy nie podawali leków, byłoby ich znacznie więcej. I kiedy proponuję system pomocy – alternatywny do farmakoterapii nie znaczy to, że jestem przeciwko lekom. Jestem za tym byśmy mogli wybierać formę pomocy i mieli w czym wybierać. Innym faktem jest też to, że człowiek z natury dąży do przyjemności a za wszelką cenę chce uniknąć cierpienia, bólu. Dlatego jest wielu zadowolonych pacjentów, którzy mimo dostrzegalnych bądź bezpośrednio niewidocznych skutków ubocznych, oceniają leczenie farmakologiczne pozytywnie. Dlaczego? Biorąc pod uwagę, że jeszcze kilka dni temu ich świat był jednym wielkim koszmarem, trudno dziwić się ich zadowoleniu. Gdy ustąpią objawy depresji po włączeniu farmakoterapii, to fakt ich braku jest też wysoko oceniany i kojarzony z ową „tabletką szczęścia”. Większość z tych osób nie ma raczej świadomości, jaki negatywny wpływ na ich organizm mają owe leki w dłuższej perspektywie ich zażywania. A nawet jak już pacjent coś wie, coś słyszał o skutkach ubocznych, to przez pryzmat koszmaru, woli „mniej dotkliwe skutki uboczne”. Ale jest to rozwiązanie krótkowzroczne i faktem jest, że farmakoterapia chwilowo znosi objawy depresji, ale leki psychotropowe nie znoszą przyczyny samej depresji.
I proszę sobie wyobrazić, ja – młoda kobieta dostaję informację od specjalistów i sama znam teorie mówiące, że powinnam profilaktycznie przyjmować leki do końca życia, bo mam więcej niż 3 nawroty depresji czyli jestem w największej grupie ryzyka. I kiedy moje koleżanki rodziły dzieci ja zdawałam sobie pytania: co jeśli biorąc leki w ciąży spowoduje uszkodzenie płodu? A jak odstawię leki dla dobra dziecka, to czy czeka mnie depresja poporodowa? Jak mam być odpowiedzialna wobec dziecka i za siebie? Perspektywa leków do końca życia była dla mnie co najmniej niewystarczająca. Potrzebowałam czegoś w zamian a że „bieda matką wynalazków” stworzyłam swój system pomocy najpierw dla samej siebie, kiedy to „specjaliści” załamywali ręce wobec „mojego przypadku”.

Rozmawiała: Iwona Baran / I.D.Medi

 

PODAJ DALEJ!

Jeśli znasz Kogoś, kto skorzystałby z tego tekstu, poleć mu go.

Będzie Ci wdzięczny, że dzięki Tobie zyska to, co być może teraz jest mu bardzo potrzebne!

Zapisz się na Listę zainteresowanych szkoleniem

.